sobota, 5 lipca 2014

Chapter 6 - Anne

Czas mija szybko. Nawet się nie obejrzałam, a był dzień moich 16 urodzin. Czyli jesteśmy z Lou w sierocińcu już około 4 miesiące. Byłam jeszcze 2 razy adoptowana, ale Raquelle powiedziała bym zachowywała się jak najgorzej, by sami mnie oddali znów do Domu Dziecka. I tak właśnie robiłam. Siedzieliśmy w jadalni, a przede mną stało małe ciastko z kilkoma świeczkami. Obok mnie siedział Louis'a, po drugiej stronie Raquelle, nade mną Stark, Zoe, nawet Lorraine. Jeszcze kilka osób.
-Pomyśl życzenie siostra - uśmiechnął się Louis. Życzenie, hmm. 'Żebyśmy byli z Louis'em tak naprawdę szczęśliwi' powiedziałam w myślach i zdmuchnęłam świeczki. Wszyscy zaklaskali. Podzieliłam ciastko na kilka części, było naprawdę małe, więc oddałam je całe reszcie, sama dostałam tylko pusty talerz po ciastku - Masz - przed moimi oczami pojawił się skrawek czekoladowego ciasteczka.
-Lou nie - pokręciłam głową i rozsiadłam się na kanapie. Usłyszałam stukot stópek o podłogę. Po chwili Lily której pofarbowałam włosy na blond wskoczyła mi na kolana.
-Wszystkiego Najlepszego Laurel - wtuliła się we mnie.
-Dziękuje Kwiatuszku - zaśmiałam się. Podała mi kartkę złożoną na pół i przyozdobioną. Na przedzie napisane było 'Sto Lat Laurel'. Poczułam łzy w oczach. Otworzyłam kartkę. Wtedy to się już rozbeczałam.
'Moja ulubiona Laurel, z okazji twoich urodzin życzę ci wszystkiego najlepszego. Szczęścia, chłopaka i dobrego domu. Lily'. Wytarłam łzy. Było mnóstwo literówek które nadały tej laurce jeszcze więcej uroku. Przytuliłam Lily.
-Nie ma za co Laurel - uśmiechnęła się i zeskoczyła z moich kolan i pobiegła do swojego pokoju. Louis rozwalił się kładąc głowę na moich kolanach i wyjął mi kartkę z rąk.
-Słodko - mruknął i oddał mi laurkę. Cmoknął mnie w policzek - Jeszcze tylko kilka miesięcy Mała. Wszystkiego najlepszego - wetknął mi w ręce kawałek ciastka. Westchnęłam ze śmiechem i poczochrałam mu długie włosy. Zapuścił się. Miał zarost i długie włosy, jak nie mój brat.

Chodziłam po całym sierocińcu szukając mojego brata. Nigdzie go nie było! Pobiegłam do gabinetu Panny L.
-Gdzie jest Louis?! - odparłam gdy wpadłam do pomieszczenia. Pani L, siedziała przy biurku i wypełniała dokumenty.
-Twój brat został dzisiaj adoptowany - powiedziała powoli. Zrobiło mi się słabo. Czułam się jakbyś dostała pięścią w brzuch.
-Jak to?
-Dzisiaj rano, gdy ty spałaś, bo było to bardzo wcześnie, przyszła urocza para ludzi i wybrała sobie Louis'a.
Nie odpowiedziałam. Wybiegłam z gabinetu i ruszyłam do swojego pokoju. Zatrzasnęłam drzwi i oparłam się o nie. Zawyłam w płaczu i schowałam twarz w dłoniach. Ktoś tu był. Podniosłam wzrok. Zobaczyłam Raquelle rozmawiającą z jakąś kobietą.
-Przepraszam - wymamrotałam i wyszłam z pokoju. Wycierając raz po raz nos i oczy poszłam korytarzem do końca, na końcu korytarza było wielkie okno pod którym nie raz miałam okazję siedzieć. Padłam pod nim i zalałam się łzami.
-Czy coś się stało? - usłyszałam czyjś głos i poczułam rękę na ramieniu. Podniosłam zapłakane oczy. Zobaczyłam tą samą kobietę która rozmawiała z Raquelle - Pomóc ci w czymś?
-Proszę mnie zabić - wyszeptałam.
-Dziecko, nie mów tak. Co się stało?
-Adoptowano mojego starszego brata - wyszeptałam. Kobieta pokiwała głową.
-Jestem Anne Styles - wyciągnęła do mnie rękę.
-Laurel - podałam jej swoją.
-Chcesz pogadać? Może jakoś ci.. pomogę?
-Dziękuje, ale nie.. Po prostu muszę pomyśleć.. - skuliłam się i wytarłam łzy. Jak Louis mógł mnie zostawić? Bez słowa?
-Wiem że nie wypada tak, bo się nie znamy ale czy.. Może chciałabyś pójść ze mną na kawę? Ciastko? Pogadamy, może zrobi ci się lepiej?
Co mam do stracenia?
-Dobrze..
-Panno Leighton! Chciałabym zabrać Laurel do kawiarni, dobrze?
-Nie ma problemu Pani Styles.. - odparła powoli Pani L. Anne Styles zabrała mnie na ciastko do kawiarni. Była przemiłą osobą. Siedziała ze mną do wieczora, kiedy odwiozła mnie do Sierocińca.
-Dziękuje za miły dzień proszę Pani - powiedziałam do kobiety.
-Cieszę się że ci się podobało. Do zobaczenia Laurel - uśmiechnęła się do mnie i odjechała. Weszłam do budynku.
-Chodź Laurel, akurat jest obiad! - zawołała Zoe.
-Nie jestem głodna - powiedziałam tylko, i ruszyłam do pokoju.

Nie było Louis'a już ponad tydzień i nie miałam od niego żadnych wieści.
Pewnego razu Anne spytała się czy chcę być adoptowana, odpowiedziałam że nie wiem. Potem zapytała się czy chciałabym żeby ona mnie adoptowała. Odpowiedziałam że może. I tak dzisiaj jadę do domu w Holmes Chapel.
-Tak się cieszę że się zgodziłaś Laurel.. - powiedziała z uśmiechem Anne.  Ja chyba też.
Anne mówiła cały czas coś do mnie ale ja się zamyśliłam. Byłam zadowolona, że Anne jako jedyna ze wszystkich osób które mnie adoptowały zaczęła to wszystko, od poznania mnie i spytania czy chcę być adoptowana. Zatrzymałyśmy się pod ładnym domem.
-Śliczny dom..
-Dziękuje, syn mi go kupił - pochwaliła się. Syn?
-Masz dzieci?
-Nie wspomniałam ci o tym? Przepraszam skarbie. Mam dwójkę, ale teraz i Gemma i Harry opuścili dom..
-Rozumiem - pokiwałam głową. Wzięłam swoją torbę i weszłam do środka za Anne.
-Pokażę ci twój pokój - zaprowadziła mnie korytarzem do pokoju który był ładnie urządzony, a co najważniejsze, nie był różowy - Podoba ci się?
-Tak - uśmiechnęłam się i położyłam torbę na łóżku.
-Rozgość się, jesteś głodna? - skinęłam lekko głową - zrobię coś na szybko, a potem oprowadzę cię po domu i mieście.
Zdjęcie na ścianie
-Dobrze - wyszła z pokoju, a ja zaczęłam rozpakowywać rzeczy. Gdy wszystko leżało już w szafie, zdjęcie moja i Lou wraz z laurką od Lily, fotografiami z Laurel i innymi stało na szafce nocnej. A w pierwszej szufladzie leżało zdjęcie całej naszej rodziny. Wyszłam z pokoju i słyszałam nucenie Anne z kuchni, przynajmniej myślałam że to kuchnia. Po drodze spacerowałam po korytarzu i oglądałam zdjęcia zawieszone na ścianie. Zatrzymałam się przy jednym.
-To moje dzieciaki. Harry i Gemma - obok mnie stanęła Anne i uśmiechnęła się widząc zdjęcie. Zadzwonił jej telefon - Halo? Synku.. Dzisiaj? To świetnie. A z Summer czy.. Oh.. No dobrze. Do zobaczenia wieczorem.
Zabrała telefon od ucha.
-Poznasz dzisiaj mojego syna, specjalnie dzisiaj wyjdzie wcześniej z pracy żeby cię poznać - uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
-To miło.
-Zanim zjemy oprowadzę cię po domu, a może będziesz chciała by to Harry oprowadził cię po mieście? On uwielbia tak łazić..
-No tak, będzie miło.. - Anne oprowadziła mnie po domu i pokazała każdy jego zakątek. Zjadłyśmy sałatkę. Pomogłam Anne z kolacją, na którą miał przyjść jej syn. Opowiadała mi o wszystkim. Anne była naprawdę wspaniałą osobą. Wieczorem, przebrałam się w coś ładniejszego niż luźne spodnie i wyciągnięta koszulka, założyłam białą koszulkę i czarne rurki. Wyszłam z pokoju kiedy rozległ się dzwonek.
-Laurel? Możesz otworzyć? - zawołała Anne. Podeszłam więc do drzwi i otworzyłam. Za nimi stał wysoki zielonooki chłopak, na głowie miał ciemne loczki. Ubrany był czarną koszulkę i równie ciemne rurki.
-Cześć - powiedział ochrypłym głosem.
-H..hej - wyjąkałam i uchyliłam szczerzej drzwi. Wszedł do środka uśmiechając się szeroko, zauważyłam w jego policzkach dołeczki.
-Jestem Harry, ty pewnie Laurel? - pokiwałam głową nie mogąc wydusić słowa.
-Harry! Mógłbyś częściej mnie odwiedzać - zawołała Anne.
-Mam dużo roboty na głowie Mama - wszedł do kuchni, a ja maszerowałam za nim.
-A znajdziesz czas by oprowadzić Laurel po mieście?
-Jasne, z przyjemnością.
Podałyśmy z Anne jedzenie, a po wszystkim Harry wziął mnie na wycieczkę po mieście.
-Opowiesz mi coś o sobie? - mruknął Harry.
-Mam 16 lat, starszego brata, mieszkałam wcześniej w Doncaster. Moją przyjaciółką jest czerwonowłosa lesbijka. Coś jeszcze chcesz wiedzieć?
-Może co lubisz robić w wolnym czasie, zamiast orientacji seksualnej twojej przyjaciółki - zaśmiał się.
-Czytać.
-Tylko?
-Kiedyś też tańczyłam. Zanim trafiłam do Sierocińca, chodziłam do szkoły tanecznej - wyznałam mu.
-Fajnie - mruknął z uznaniem.
Harry
-Teraz ty - odparłam uśmiechając się lekko.
-Co ja? - prychnął.
-Opowiedz o sobie - zachęciłam go.
-Mam 20 lat, starszą siostrę, własną firmę, czwórkę przyjaciół, dziewczynę. W wolnych chwilach spędzam czas albo z Summer lub z przyjaciółmi, ale przeważnie w firmie.
-Firmie? Masz 20 lat i już własną firmę?
-Jakoś tak wyszło - wzruszył ramionami. Co mam odpowiedzieć? Może lepiej siedzieć cicho. Harry oprowadził mnie po całym mieście i późnym wieczorem odprowadził mnie do Anne - Miło było cię poznać Laurel.
-Mi również - odparłam, weszłam do środka i Harry również. Anne podeszła do nas.
-Mam nadzieje Harry że przyjedziesz jeszcze do nas w tym stuleciu. I z Summer - Harry przytulił mamę, pomachał mi i wyszedł.
-Harry jest bardzo miły, naprawdę ma tylko 20 lat i swoją firmę?
-Tak, mam zdolnego syna, co? - zaśmiała się. Pokiwałam głową.
-Pójdę wziąć prysznic i położę się spać.
-Oczywiście. Dobranoc Laurel.

2 komentarze:

  1. Super rozdział! Fajnie Laurel "powiedziała coś o sobie" haha martwię się o Louisa gdzie on? co z nim jest? boziu ale rozdział naprawdę zajebisty!

    OdpowiedzUsuń