piątek, 4 lipca 2014

Chapter 5 - First adoption

Siedziałam w sali dziennej i czytałam książkę. Lekturę. 'Przeminęło z wiatrem'. Sala była pusta. Dziś sobota. Poczułam czyś wzrok na sobie. Odwróciłam głowę i zobaczyłam jakąś kobietę. Uśmiechnęła się do mnie, niepewnie podeszła do mnie.
-Hej - powiedziała uśmiechając się. Przysiadła na kanapie, na której byłam rozłożona.
-Dzień Dobry - włożyłam zakładkę i położyłam książkę na oparciu.
Johnny & Kimberly
-'Przeminęło z wiatrem' ? - pokiwałam głową - Moja ulubiona książka..
Okeej..
-Jestem Kimberly - podała mi rękę.
-Laurel - mruknęłam. Patrzyła się na mnie uśmiechając, co zaczęło być dziwne.
-Ile masz lat?
-15, a pani? - Kimberly zachichotała.
-37. Lubisz czytać?
Co to? Przesłuchanie? A może pisze moją biografię? Ale nie jestem aż tak chamska by rzucić takim tekstem więc odpowiadam na każde jej pytanie.
-Tak, wyobrażam sobie że jestem główną bohaterką. Najbardziej lubię czytać książki fantasy - wyznałam kobiecie. Pokiwała głową.
-Również są ciekawe..
-Kim? - obejrzałam się na drzwi. Teraz stanął w nich mężczyzna - Cześć, jestem Johnny - poinformował mnie.
-Laurel - mruknęłam.
-Poczekasz chwilę? - spytała Kimberly. Skinęłam głową. Odeszli na chwilę i rozmawiali szeptem. Po czym Johnny sobie poszedł, a Kimberly znów usiadła obok mnie.
-Zdecydowali się państwo? - usłyszałam głos Pani L. Zmarszczyłam brwi i patrzyłam jak wchodzi do pomieszczenia w towarzystwie Johnny'ego - Oh, no dobrze. Pójdę po dokumentu Laurel..
-O co chodzi? - zapytałam Kimberly.
-Chcielibyśmy cię adoptować Laurel - powiedziała z uśmiechem na twarzy. Tak jakby zabrakło mi tlenu. Wpatrywałam się w jej uśmiechniętą twarz.
-N..nie chcę - wyjąkałam. Kimberly zmarszczyła brwi.
-Czemu?
-J..ja - schowałam twarz w dłoniach. Dostałam zadyszki i nie mogłam wydusić słowa.
Nawet nie wiem jak znalazłam się w samochodzie Kimberly i Johnny'ego. Oni byli super zadowoleni. Czułam się jak w szklanej bańce. Nie mogłam nic powiedzieć, a oni nawet nie zauważyli jak bardzo nie podoba mi się myśl że zamieszkam z nimi. Louis. Ja mam brata. Nie chcę go zostawiać. Wiem że będę chodzić do tej szkoły, do której zaczęłam teraz uczęszczać. Więc będę się widzieć z większością ludzi z sierocińca w tym Raquelle i Zoe. Siedziałam cicho gdy oni coś do mnie trajkotali.
Mieszkali w dużym domu, widać byli nawet bogaci.
-Chodź Laurel - Kimberly uśmiechnęła się do mnie i wprowadziła do domu - To twój pokój - pokazała mi pomieszczenie które było.. kremowo różowe. Jestem w żałobie i mam różowy pokój.
-Róż? - mruknęłam zniesmaczona.
-No cóż, jeżeli chcesz możemy przemalować twój pokój - odparł Johnny.
-Czemu akurat mnie adoptowaliście?
-Uznaliśmy że.. no...
-Wzięliście pierwszego lepszego dzieciaka i zabraliście go do siebie, tak? Czemu więc nie wybraliście kilku letniego dziecka? One najbardziej potrzebują domu! Muszą mieć normalny dom i rodzinę żeby się wychować! - nie wiem skąd odnalazłam w sobie tyle buntu, ale musiałam im przemówić do rozsądku. Jestem nastolatką, poradzę sobie w sierocińcu, nie tak jak na przykład 7 letnia Lily, której nikt nie lubił.
-Laurel.. postanowiliśmy tobie dać Dom. Nie cieszysz się? - oburzyła się Kimberly.
-Nie, żebyś wiedziała że nie. Mam brata, on nadal mieszka w sierocińcu. Mam jedyną przyjaciółkę. Nie chcę ich zostawiać - powiedziałam i wybiegłam z pokoju. Szłam przez kuchnię do drzwi. Zobaczyłam paczkę papierosów, należącą do któregoś z nich, wzięłam ją i drobne. Wyszłam z domu, a gdy zobaczyłam Johnny'ego idącego za mną, rzuciłam się biegiem. Zatrzymałam się dopiero w mieście. Było mi cholernie zimno. Po drodze na szczęście zabrałam torbę ze swoimi rzeczami, ale nie było tam nic grubszego niż sweter. Narzuciłam na siebie sweter od mundurka szkolnego. Na chodnikach i ziemi nadal leżały resztki śniegu. Znalazłam budkę telefoniczną. Wybrałam numer komórki Louis'a.
-Lou? - wyszeptałam dygocząc.
-Laurel, to prawda? Zabrali cię? - przeraził się.
-Tak, ale uciekłam. Ja chcę wrócić. Nie wiedziałam że kiedykolwiek to powiem ale chcę wrócić do Sierocińca..
-Okej, powiem komuś żeby po ciebie przyjechał, gdzie jesteś? - podałam mu adres - Okej, zaraz z kimś przyjadę. Skuliłam się na podłodze w budce, po pół godzinie usłyszałam warkot silnika. Wychyliłam głowę. Z samochodu wysiadł Louis i Natalie Levy, nasza psycholog. Lou podniósł mnie z ziemi i wsadził do samochodu. Po chwili Levy też do nas dołączyła i odjechała.
-Czemu uciekłaś od Państwa Stone? - zapytała Levy.
-Nie chcę być adoptowana. Chcę..
-Wybacz mi Laurel, ale tu nie chcesz czy nie chcesz - odparła psycholog. Przeniosłam wzrok za szybę - Porozmawiam z Panią Leighton.

Siedziałam w gabinecie właścicielki Domu Dziecka. Panny Elizabeth Leighton. Patrzyła na mnie karcącym wzrokiem.
-To co zrobiłaś Laurel jest niedopuszczalne - odparła Pani L.
-Myślę że powodem mogą być traumatyczne przeżycia Laurel, może zrobiła to bo myśl że ktoś chce zastąpić jej rodziców.. - spuściłam wzrok - Poza tym nie chciała się rozstawać z bratem i Raquelle, jej przyjaciółką.
-Twoja znajomość z Raquelle również jest nie na miejscu, rozważymy przeniesienie cię do innego pokoju - mruknęła Leighton.
-Nie! Proszę! Ja chcę z nimi mieszkać, z Raquelle, Lorraine i Zoe! Bardzo je lubię i znam już najlepiej ze wszystkich! - zawołałam błagalnym głosem. Pani L westchnęła i skinęła głową.
-Porozmawiam jeszcze chwilę z Panną Levy, wracaj do swojego pokoju. Wieczorem pójdziesz jeszcze na rozmowę z Panią Natalie - pokiwałam głową i wyszłam z gabinetu.
-Co się stało Laurel? Myślałam że cię zabrali ci co dzisiaj przyszli.. - zobaczyłam Raquelle zmierzającą w moim kierunku.
-Adoptowali mnie, ale uciekłam - wymamrotałam.

Mam szlaban na wszystko. Mam siedzieć w swoim pokoju, żadnej telewizji, gier i spędzania czasu z innymi wychowankami sierocińca, muszę też pomagać w kuchni. Siedziałam teraz na kafelkach w szarej kuchni i obierałam ziemniaki. Odgarnęłam włosy z twarzy.
-Hej Laurel - spojrzałam w górę i machając nią odgarnęłam włosy z twarzy.
-Cześć Stark - mruknęłam i ponownie machnęłam głową. Cholerne włosy. Stark nachylił się do mnie i spiął moją grzywkę spinką - Dzięki, zawsze nosisz spinki do włosów przy sobie?
Chłopak wybuchł śmiechem.
-Czasami tak, wsuwki przydają się do otwierania różnych drzwi - mrugnął do mnie i ruszył do wyjścia. Skończyłam robotę w kuchni i poszłam do pokoju. Bez kolacji położyłam się spać.

6 komentarzy:

  1. Świetne :)
    Kocham What Now *,*
    Nie wiedziałam, że aż tak się wkręcę.
    Chciałabym wiedzieć od jakiego rozdziału będzie podajże Niall?
    Komentuję jak zwykle xd
    Pozdrawiam.
    Enjoy.xx

    OdpowiedzUsuń
  2. PAMIĘTAJ ŻE JA ZAWSZE BĘDĘ CZYTAŁA TWOJE BLOGI. UWIELBIAM CIĘ <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, jestem naprawdę pod wrażeniem, że dajesz radę dodawać rozdziały codziennie ! ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham *o*
    I zawsze bd czytac !

    OdpowiedzUsuń